|
Spirit of Japan Japonia i wszystko co z nią związane :)
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Usako
Administrator
Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 346
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:21, 14 Maj 2008 Temat postu: Radosne uroczystości |
|
|
O radosnych uroczystościach...
Najbardziej radosne uroczystości w życiu Japończyka to ceremonię ślubu (kekkon-shiki) i wesele (kekkon-hiroen lub gohiroen). Ale przedtem trzeba jeszcze znależć odpowiedniego kandydata, zerknąć na pierwsze spotkanie młodych, zorganizować zaręczyny i przygotować dwie publiczne ceremonie. Ślub odbywa się zwykle w obrządku shintoistycznym (shinzen-kekkon), często - w stylu chrześcijańskim, a rzadko - w buddyjskim (butsuzen-kekkon). Dokładnie odwrotnie do pogrzebu, który zwykle bywa buddyjski, czasami - chrześcijański i wyjątkowo - shintoistyczny. Dlaczego taka jest japońska tradycja?
Ponieważ shinto traktuje śmierć jako sakralne skalanie, tabu i profanum (w przeciwieństwie do sacrum życia), a shintoistyczna eschatologia nie zajmuje się wykładnią tanatologiczną. Nie ma pojęcia nieśmiertelnej duszy, życia pozagrobowego, sądu ostatecznego, ani nieba i piekła (jako pojęć wiecznej nagrody i kary). Śmierć jest niezdefiniowaną czarną dziurą, o której nie wypada publicznie mówić i lepiej o niej nawet nie myśleć... I tu w sukurs shintoizmowi przychodzi buddyzm, którego tradycja bogato rozwinęła te właśnie wątki. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że Japończyk rodząc się automatycznie wchodzi w świat wierzeń shinto (stąd noworodki zwykle zanosi się do shintoistycznego chramu, a nie buddyjskiej świątyni, śluby odprawia się w obrządku shintoistycznym a nie buddyjskim... itd), natomiast w chwili śmierci zmienia przynależność religijną, dostając się w krąg tradycji buddyjskiej. Poniekąd wyjaśnia to też dlaczego Japończyk nie rozumie pytań w rodzaju czy jest pan shintoistą czy buddystą?, zadawanych mu przez rozumujących dualnie ludzi Zachodu. Nam z kolei trudno pogodzić się z tym, iż on nie pojmuje o co go pytamy... że nie ma żadnej potrzeby jednoznacznego opowiedzenia się za tą czy inną wiarą... A on jest i tym i tym (zależnie od etapu swojej ziemskiej wędrowki), albo ani tym ani tym (w ocenie dychotomicznej logiki świata Zachodniego).
Wracając do głównego wątku - ślub może być naturalnym ukoronowaniem uczuciowego związku - ślub z miłości (ren'ai-kekkon) albo też świadomie zaaranżowanym celem (miai-kekkon lub baishaku-kekkon). Wolny wybór partnera zaczyna juz przeważać w młodszym pokoleniu ludzi średnio uposażonych ekonomicznie, ale model drugi góruje jeszcze w średnim pokoleniu tych lepiej prosperujących. Rozwiązanie to jest głęboko wrośnięte w japońską tradycję - stąd też na nim skupię swoją uwagę. Tu ponownie zaczynamy trochę nie rozumieć Japończyków - no bo czy może być coś lepszego niż wolny wybór partnera, podparty gorącym uczuciem obojga? A owszem, może... właśnie miai-kekkon. Przedstawię poniżej plusy takiego rozwiązania, widziane okiem Japończyka:
* po pierwsze, małżeństwo dwojga młodych jest nie tylko ich prywatną sprawą, ale także istotnym problemem dla obu rodzin, które przez ten związek wchodzą we wzajemny stosunek powinowactwa,
* z tego z kolei wynika wiele poważnych następstw dla przyszłości obu rodzin jak np. konsolidacja lub rozdrobnienie majątku, podtrzymanie lub upadek rodowej tradycji zawodowej, narażenie swoich potomków na choroby dziedziczne czy wrodzone upośledzenia, podjęcie społecznej odpowiedzialności za drugą stronę... itd.,
* dalej - jeśli zdać się tylko na naturalne uczucia wywodzące się wprost z instynktu zachowania gatunku), to po pewnym czasie należy liczyć się z małżeńskimi rozdźwiękami, kłótniami, a nawet rozpadem związku w przyszłości... A to bije w interes obu rodzin! Współczynnik rozwodów w małżeństwach aranżowanych jest znikomy, w przeszłości zaś - były to wypadki sporadyczne. Jest to zrozumiałe zważywszy, że gdy nie ma nadmiernych emocji i oczekiwań czy wygórowanych żądań - nie ma też ciężkich zawodów, głębokich rozczarowań czy ostrych konfliktów. Na straży trwałości takich związków stoją ponadto swaci, na których i w przyszłości ciąży odpowiedzialność za skojarzone małżeństwa.
Wiedząc zatem, czym jest w Japonii małżeństwo (przede wszystkim aktem społecznym, unią dwóch rodzin, a nie emocjonalnym odurzeniem dwojga zakochanych w sobie młodych) - przejdźmy do omówienia poszczególnych etapów prowadzących do ślubnej ceremonii, przypieczętowującej formalnie nowy związek. Najważniejszą osobą, od której zależy pomyślne zakończenie jest swat/swatka (nakōdo lub baishakunin), których rola, od zawsze ciesząca się powszechnym poważaniem, dziś przejęta została przez rozbudowane firmy specjalistyczne (o innym profilu niż nasze biura matrymonialne). Zajmują się one nie tylko zbieraniem danych osobowych kandydatów do stanu małżeńskiego, ale także intensywnym wywiadem detektywistycznym... Tu dziwimy się kolejny raz - bo niby po co? Chodzi o zebranie pełnej i prawidłowej informacji o partnerze i jego rodzinie, która z kolei dokłada wszelkich starań, aby to i owo z przeszłości zataić...
Korzysta się przede wszystkim z zasobów rodowych rejestrów (koseki), od stuleci przechowywanych w archiwach urzędów d/s ludności, ale też i usług wyspecjalizowanych detektywów, których praca polega głównie na nagminnym naruszaniu praw człowieka (w/g norm Zachodu). Zawsze łamane jest prawo do prywatności, często łącznie z tajemnicą sądowo-prawną, bankową, lekarską itp. Bo zdobycie i udowodnienie każdej skrywanej tajemnicy, ujęte w formie pisemnego raportu (tsurigaki) jest dodatkowo wynagradzane przez klienta. Gwoli prawdy należy dodać, że przeszpiegi te prowadzone są po obu stronach równocześnie... Kosztuje to krocie i stąd tylko zamożniejsi mogą sobie pozwolić na tego typu usługi. Dlatego małżeństwa w stylu miai-kekkon są bardziej popularne w wyższych, bogatszych warstwach społeczeństwa. Tak - trzeba przyznać, że raczej mało w tym romantyzmu czy szlachetnych porywów zakochanych serc... ale z jakim spokojem za to można potem powierzyć swoje ukochane dziecko w obce ręce!
A więc - pierwszy etap mamy już za sobą. Kandydaci do ślubnego kontraktu są już wytypowani, zachowane w społecznej pamięci etyczne uchybienia czy naturalne niedostatki - drobiazgowo sprawdzone i oszacowane. Czas dać głos głównym bohaterom mających nastąpić wydarzeń. Dochodzi do pierwszego oficjalnego spotkania młodych, czyli szanownej wymiany spojrzeń (omiai - nie mylić z omimai!). Miejsce, czas i skład uczestników są ściśle ustalone przez swatów. W szczególnym przypadku (gdy jedno z kandydatów w żaden sposób nie może osobiście stawić się na spotkanie) żywą osobę zastępuje jej zdjęcie (miai-shashin). Swat reprezentuje pana młodego i jego rodzinę, swatka - pannę młodą i jej rodzinę. Zwykle zaprasza się też po jednej zaprzyjaźnionej osobie z każdej ze stron (a nuż zwróci ona uwagę na jakiś istotny drobiazg?). Sami młodzi siedzą po przekątnej stołu i udają, że znaleźli się tu przypadkowo (towarzysząc tylko swoim znajomym)... Spotkanie jest formalne i krótkie, a rozmowy - o niczym... Młodzi pilnie obserwują się wzajemnie, zwykle niewiele wtrącając się do rozmowy. Kończy się o zaplanowanym czasie, bez konkretnych konkluzji czy obietnic. Sens jego kryje się we wzajemnym odebraniu pierwszego wrażenia, które - zaraz po rozstaniu - jest długo omawiane przez jego uczestników z rodzicami danej strony. Sami zainteresowani mają prawo wypowiedzieć się co myślą o obejrzanym kandydacie. Jeśli któreś z nich uzna, że zdecydowanie nie - to po zwyczajowo krótkich i nieskutecznych namowach ze strony własnej rodziny, zawiadamia się swata, a ten informuje swojego kontrpartnera (swatkę) lub na odwrót, że dalszych rozmów i spotkań nie będzie... i pośród wzajemnych podziekowań, ukłonów i przeprosin - cała sprawa umiera śmiercią naturalną...
Przypadki jawnego wymuszania zgody czy akceptacji były i są bardzo rzadkie. Można powiedzieć, że ostatecznie - to sami młodzi decydują o swoim małżeństwie... No, może w połowie - bo mają prawo odmówić, ale nie mają prawa proponować... I właśnie ze względu na możliwość odmowy pojawia się potrzeba zachowania takiej powściągliwości przy pierwszym spotkaniu (żeby nie urazić drugiej strony w przypadku zdyskwalifikowania kandydata). Jeśli natomiast pierwsze spotkanie zyskało akceptację samych zainteresowanych - zaczyna się drugi akt tej japońskiej sztuki mariażu, czyli dochodzi do następnego spotkania w tym samym lub trochę poszerzonym gronie. Tym razem jest ono dłuższe, rozmowy bardziej naturalne, a sami młodzi bardziej zaangażowani i rozmowni. Dla dalszego upewnienia się obu stron może być jeszcze powtórzone w najbliższej przyszłości. Jeśli wszystko idzie pomyślnie, rozmowy przechodzą na wyższy poziom precyzji i konkretu. W końcu pada długo oczekiwana propozycja małżeństwa (endan) i następuje kolejny etap, tj. oficjalne zaręczyny (kon'yaku). Tu clou programu stanowi podarek zaręczynowy (yuinō): w dawnej tradycji - dziewięcioelementowy zestaw symbolicznych prezentów (w tym kimbo-zutsumi - woreczek z gotówką, tomoshiraga - lniane białe nici symbolizujące wspólne osiągnięcie starości, yanagidaru - antałek z sake jako symbol pomyślności i radości... itp), a obecnie - częściej zaręczynowy pierścionek z brylantem. Jego koszt też jest uzgadniany pomiędzy obiema stronami i wynosi średnio równowartość 3. miesięcznych pensji narzeczonego. Cena prezentu zaręczynowego ma z jednej strony świadczyć o prawdziwym zaangażowaniu kandydata (w przypadku jednostronnego zerwania przez niego zaręczyn - bezpowrotnie przepada, jako zadośćuczynienie za straty moralne), z drugiej zaś - jest dowodem jego finansowych możliwości i gotowości utrzymywania po ślubie żony i dzieci w dalszej przyszłości. Na tym etapie ustala się też termin ślubu (zgodnie z 6-dniowym cyklem pomyślności losu - najlepszy jest dzień taian/daian, a zdecydowanie niepolecany - butsumetsu), koszty przyjęcia weselnego i podróży poślubnej, listę gości weselnych itp.
Jeśli będąc zaproszonym na ślub lub wesele nie możemy wziąć w nich udziału, koniecznie należy wysłać w przeddzień uroczystości telegram gratulacyjny (kekkon-oiwai-denpō), korzystając z numeru 115 i wybierając jedną z dwóch wersji:
* japońską (nr 001): gokekkon omedetō gozaimasu lub
* jej angielski odpowiednik (nr 015): congratulations on your happy wedding.
Do telegramu dołączamy też załącznik w postaci okolicznościowej koperty (shūgi-bukuro). Jej zawartość zależy od naszej relacji z młodą parą i waha się pomiędzy 10.000 jenów a 50.000 jenów).
Naturalną koleją rzeczy dochodzi do uroczystości ślubnej. Jak już było powiedziane - sama ceremonia odbywa się zwykle w rycie shintoistycznym, a grono towarzyszące jest ograniczone do najbliższych krewnych obu rodzin. Panna młoda występuje w tradycyjnym stroju japońskim (we fryzurze takashimada, ozdobnym ślubnym kimonie z narzutką uchikake i w specjalnym przybraniu głowy tsuno-kakushi). Pan młody - w formalnym kimonie z wyhaftowanymi herbami rodu montsuki i szarawarach hakama. Uczestniczący w tej uroczystości goście obojga płci - też w oficjalnych kimonach. Głównym punktem ceremonii jest rytualne oczyszczenie (oharai) dokonane przez shintoistycznego kapłana (kannushi) i spełnienie przez młodą parę dziewięciokrotnego toastu (san-san-ku-do) japońską sake. Dokładniej mówiąc - są to trzy małe łyczki pite kolejno przez oboje z trzech czarek o różnej wielkości (poczynając od najmniejszej, a kończąc na największej).
Drugą spośród najpopularniejszych wersji jest ślub pseudo-chrześcijański - młoda para zwykle nie ma nic wspólnego z tą wiarą, a osoba udzielająca ślubu też nie zawsze ma pojęcie o liturgicznej symbolice małżeństwa. W kościele protestanckim ślub w ogóle nie jest sakramentem, a większość takich pseudo-chrześcijańskich ślubów odbywa się w ramach kościoła protestanckiego, bo kościół katolicki bardzo jest niechętny takim ślubom, które zachowują jedynie chrześcijańską formę. Ta dziś już raczej świecka w charakterze ceremonia odbywa się w zborze/kościele, specjalnie zaprojektowanej kaplicy przy pałacu ślubów lub większym hotelu. Zebrani goście - to szersze grono rodzinne, przyjaciele i znajomi z pracy. Goście panny młodej zajmują miejsca po lewej stronie, a pana młodego - po prawej. Najbardziej spektakularną częścią jest przyprowadzenie panny młodej przez jej ojca (lub wytypowanego z grona jej rodziny starszego mężczyznę) przed ołtarz (bâjin-rōdo - z ang. virgin road), gdzie zostaje symbolicznie przekazana panu młodemu. Formuła przysięgi małżeńskiej jest japońskim tłumaczeniem wersji stosowanej na Zachodzie. Obaj świadkowie podpisują stosowny dokument. Zwykle nie towarzyszy temu uroczysta msza, gremialna spowiedź ani wspólna komunia (protestantyzm nie uznaje spowiedzi indywidualnej). Zaraz po uroczystości młoda para udaje się do fotografa, aby dopełnić tradycji i zrobić pamiątkowe zdjęcia (kekkon-shashin).
Należy dodać, że żadna obrzędowo-religijna forma ślubu nie ma w Japonii znaczenia prawnego - stąd wiele par (ze względów ekonomicznych) w ogóle nie urządza ceremonii ślubnej ani wesela. Jedynym aktem formalnym brzemiennym w prawne skutki jest zarejestrowanie się młodej pary w lokalnym urzędzie administracji państwowej (odpowiednik naszego Wydziału d/s Ewidencji Ludności lub Urzędu Stanu Cywilnego). Nie jest to jednak żadna uroczysta ceremonia, nie asystują świadkowie, rodzina ani znajomi. Zwykle młodzi wpadają po pracy do urzędu, aby w biegu załatwić wymagane formalności.
Przedostatnim aktem jest przyjęcie weselne, które w Japonii ma znowu wymiar społeczny. Koszty tej imprezy idą w miliony jenów, bo trzeba zaprosić wszystkich, których wypada (rodzinę i przełożonych z pracy), poza tym należy się pokazać jeśli chodzi o wystawność samego przyjęcia. Stąd też jedynym dziś zalecanym prezentem jest koperta z gotówką, co pozwala obu rodzinom znacznie obniżyć bardzo wysokie koszty organizacyjne. Młoda para korzysta zwykle z wypożyczalni ślubnych akcesoriów (biała suknia ślubna i biżuteria dla panny młodej, oraz frak/smoking dla pana młodego). Rodzice młodej pary często występują w tradycyjnych kimonach. Mężczyzn uczestniczących w przyjęciu weselnym obowiązuje strój formalny (reifuku): czarny garnitur, biała koszula i biały krawat. Kobiety - w dowolnych wieczorowych sukniach (kolorowych kimonach) lub kostiumach - ale poza kolorem białym (który tego dnia jest zastrzeżony wyłącznie dla panny młodej!). W holu wejściowym znajduje się stoisko recepcyjne, gdzie goście wpisują się na listę uczestników, otrzymują w zamian plakietki identyfikacyjne, wręczają swoje prezenty ślubne (goshūgi) w formie okolicznościowych ozdobnych kopert z pieniędzmi, a na koniec - odbieraja swoje podarki zwrotne (hikidemono). Szacunkowo rachunek kosztów przedstawia się następująco: koszt organizacji przyjęcia (wynajem sali, konsumpcja, obsługa) kalkulowany jest na poziomie 20.000 jenów od osoby. Średni wpływ z kopert - około 30.000 jenów od uczestnika. Podarek zwrotny - około 5.000 jenów. Drobna różnica (około 5.000 jenów) pokrywa akurat inne wydatki towarzyszące (kwiaty, fotograf, fryzjer i kosmetyczka... itd).
Wróćmy na salę bankietową - usadzenie gości przy stołach to misterna wykładnia społecznej drabiny personalnych zależności: młoda para ze swoimi swatami siedzi przy osobnym stole na scenie, pierwszy rząd stolików zajmują zaproszeni notable, prezesi i dyrektorzy... Dalej - według pozycji, rangi i zajmowanych stanowisk zawodowo-społecznych. Dalsi członkowie obu rodzin - w głębi, a rodzice i rodzeństwo - na samym końcu sali. Uroczystość rozpoczyna swat pana młodego, który oficjalnie otwiera przyjęcie, wita zebranych, przedstawia młodą parę i ich życiorysy, dziękuje organizatorom i sponsorom oraz wznosi formalny pierwszy toast za pomyślną przyszłość nowożeńców. Następnie pałeczkę przejmuje mistrz ceremonii (shikisha), który zapowiada kolejne punkty całego programu uroczystości, przedstawia co znakomitszych gości i zaprasza ich do zabrania głosu. Rozpoczyna się główna część wesela (zwykle nudna ale obowiązkowa) tj. popis oratorskich umiejętności wywołanych po nazwisku. Są to wyłącznie lukrowane panegiryki pod adresem młodej pary (shukuji lub tçburu-supiichi - z ang. table speech). Wychwala się ich bezkrytycznie i pod niebiosa, czasem osiągając nawet niezamierzone efekty humorystyczne (oczywiście nikt nie wybucha śmiechem lecz wszyscy z namaszczeniem ocierają łzy prawdziwego wzruszenia). Sam byłem kiedyś świadkiem, gdy szanowny mówca z pełnym przekonaniem zapewniał zebranych, że panna młoda jest niespotykanym materiałem na przyszłą matkę, bo już jako mała dziewczynka z niezwykłym poświęceniem i zaangażowaniem podlewała kwiatki w ogródku, co jest niezaprzeczalnym dowodem jej macierzyńsko-opiekuńczych zamiłowań i zdolności, więc możemy być pewni, że niewątpliwie i w przyszłości... itd. itp. Pośród tego typu wystąpień znudzeni goście weselni dyskretnie podjadają i popijają, pilnie zważając, aby w odpowiednim momencie ukłonić się mówcy i zaklaskać. W całej tej sztuce wygłaszania okolicznościowych adresów obowiązują jednak ścisłe reguły - i tak pod żadnym pozorem nie należy publicznie użyć następujących słów: kireru (zostać przeciętym, urwanym, skończyć się...), hanareru (oddzielićrozłączyć się, opuścić...), wakareru (podzielić, odseparować, rozejść się) itp. Problem w tym, że niektóre z nich mogą być formami potencjalno-honoryfikatywnymi innych, zupełnie niewinnych czasowników (kiru - zakładać, ubierać się, wakaru - rozumieć). Tak więc wymaga to jednak pewnej uwagi i umiejętności...
Młodą parę przez całe przyjęcie obowiązuje ścisła dieta - za to musi ona nieustannie okazywać wzruszenie w trakcie każdej przemowy (panu młodemu wolno nawet zarumienić się z zażenowania, a panna młoda ma prawo efektownie zemdleć). W zasadzie nie należy opuszczać przypisanego sobie miejsca, ale dopuszczalne jest grzecznościowe dopełnienie kieliszka jakiejś ważnej osobie, na której nam szczególnie zależy (niewątpliwie będzie to zauważone i zapamiętane!), złożenie osobistych gratulacji rodzicom młodej pary albo nawet im samym... W przewidzianym czasie publicznie ogłoszone jest też formalne zamknięcie przyjęcia. Młoda para wraz ze swoimi swatami i rodzicami żegna w drzwiach wszystkich gości opuszczających salę (wręczając im przy okazji podarunki zwrotne i dziękując za udział w przyjęciu). W innej możliwej wersji - młoda para wychodzi pierwsza, pośród oklasków wszystkich obecnych, a goście są następnie żegnani przez swatów i rodziców...
Ostatni akt sztuki to podróż poślubna (kekkon-ryokō). Zwykle są to 3-5 dni spędzone na Hawajach (bo na więcej nie ma czasu)... Najczęściej lotniskiem obsługującym młode pary udające się za granicę jest Narita. Od jakiegoś czasu pojawił się jednak syndrom rozwodu na lotnisku Narita. Młodzi - w chwili powrotu dochodzą granic swojej wytrzymałości psychicznej, wykończeni emocjonalnie i fizycznie przygotowaniami do ślubu i wesela, poczuciem nieustannego pośpiechu i napięcia, atmosferą tej zbiorowej podróży poślubnej (bo te podróże też mają charakter grupowy!), której uczestnikami bywa 30 par nowożeńców... może po części i rozczarowani sami sobą (bo po raz pierwszy zdani na swoje wyłączne towarzystwo). W efekcie - na dobrą sprawę nadal sobie obce i poirytowane pary, po dotarciu na Narita decydują się na rozstanie... Powstał problem jak temu zaradzić i ostatnio frekwencja na tych wedding-tours spadła, a firmy zajmujące się tym biznesem zaczynają reklamować bardziej zróżnicowaną ofertę krajową.
To tyle - o trudnym zadaniu, jakim jest w Japonii wydanie córki za mąż lub ożenienie syna, a czasami znalezienie sobie samemu życiowego partnera.
Gazeta Klubu Polskiego w Japonii Nr 4 (19), sierpień 2001 artykuł Krzysztofa Strebeyko
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|